.

Wścieklizna Lyrics

Sprofanowana głupoto myśl następcy Schopenhauera,
Aż oddech mi odbiera, dusi jak jasna cholera,
Słowa zabiera, słownik ogranicza do zera,
Jestem potrzebny - fajnie, jeśli nie się mną podcierasz,
Czy do ciebie nie dociera, że każde słowo zżera,
Pokłady litości, mam porównać cię do ksera ?
No i po co ci walka, kto w czyim życiu jest przy sterach,
Kiedy wkurwię się mocno, to nie będzie co zbierać,

Zniszczę Babilon z aspiracyjnego łona,
Spróbuj mnie przekonać, jak przekonasz kurwa skonam,
No na razie jestem pewien, co do twoich dokonań,
Tak samo jak katole w kwestii maryjnego łona,

Urodziła uchem ? Ta, w sumie w cholerę ważny narząd,
W piekle zdrajcy się smażą, ci sami co o piekle marzą,
Chcesz mieć złoty medal warty nadczłowieka ?
Obudzisz się rano i nikt nie będzie czekał,

Ja się przyzwyczaiłem i wbijam w to głęboko,
Odrzucasz emocje i niby szkiełko i oko,
A mam cię wciągnąć w ideologiczne dysputy,
I pokazać jak wzorowo przeprowadzić akt boruty ?

Na twój mózg lecą buty, strupy chorych poglądów,
Jak żółtodziób na spływie chwytasz się przeróżnych prądów,
Ja wolę robić swoje, emocjonalne gówno,
Jednak iść do przodu prosto, stałym rytmem równo,

Cztery na cztery, prostacka rytmika,
Obca mi wirtuozeria i nadludzi klasyka,
A krytyka to bodziec, który popycha do rozwoju,
Do większego pokręcenia mózgowych zwojów,

Jak cię znam to sobie myślisz, że pewnie mi przejdzie,
Zatęsknię i chuj, jakoś to będzie,
Jednak tak głęboko jeszcze nigdy nie dotarłeś,
Zapamiętaj jedno kurwo - nie wiesz z kim zadarłeś.
Kiedy opadają klapki z oczu widzieć mogę więcej,
Powinienem widzieć wcześniej, działać jak najprędzej,
Mnie nie wpakujesz do żadnego folderu,
Potrzeba buntownika, bo poddanych było wielu.

Jakiego użyć kalibru żeby rozjebać ci ten pancerz,
Ty cappo di tutti cappi, a ja zwykłym skazańcem,
Niedoczekanie, tutaj piekło się stanie,
A odpowiedzialny będę tylko ja za nie,

Podpisuję się pod tym co mówię z pełną świadomością,
Nie jestem kierowany złością, zazdrością,
Niższością, poczuciem niewykorzystanej szansy,
Nie przypisuj mi cech jak najbardziej własnych,

Nie będę ci zabierał tego, co ciebie tworzy,
Chciałbym tylko jednej chwili, chciałbym tego dożyc,
Kiedy zdołasz otworzyć oczy na siebie samego,
Zdołasz przeprosić i dobrze wiesz dlaczego,

A raczej za co teraz naiwni karę płacą,
Za zebranie o uwagę, pytam po co i na co,
Była wiara w to, że także wierzysz w coś więcej,
A nie tylko we własną dupą, zajęte ręce,
Kręcę ? Chcesz więcej, mogę wymienić na prędce,
Tysiące historii, z każdym dniem ich coraz więcej,
Jak sklonowanych ludzi, w systemie zero-jedynkowym,
Usprawiedliwiony gniew jest czymś w cholerę zdrowym,

Podejściem hard-core'owym wyczytanym z "międzywersów",
Możesz imponować w kręgach pre-gimnazjalnego plebsu,
Cóż najwięksi ekstremiści widać też tym nie gardzą,
Czym ? A sraniem we własne gniazdo,

Czarny pas - takiego szukać i bez świecy,
W stu procentach wyuczona technika noża w plecy,
Imbecyl szybciej zrozumiałby motywy,
Kręgosłup moralny, jak po karambolu krzywy,

"Co by było gdyby ?" Nie mnie to oceniać,
Mogę tylko poznać smak mojego mega-wkurwieniam
Słowa parzą jak pokrzywy, a czyny biją jak kamienie,
Chcesz zła ? To stań en-face z własnym sumieniem.

Kiedy opadają klapki z oczu widzieć mogę więcej,
Powinienem widzieć wcześniej, działać jak najprędzej,
Mnie nie wpakujesz do żadnego folderu,
Potrzeba buntownika, bo poddanych było wielu.

Kiedy opadają klapki z oczu widzieć mogę więcej,
Powinienem widzieć wcześniej, działać jak najprędzej,
Mnie nie wpakujesz do żadnego folderu,
Potrzeba buntownika, bo przegranych było wielu.
Report lyrics
... A mówili, że nie dożyję zimy... (2009)