.

Głębia Lyrics

Głębia, kiedy tonę w jej odmętach
Przypęta się zawsze obraz, który pamiętam
Pogięta, oparta na sentymentach
Psychoaktywna podroż emocjonalna męka
Wkręcam to zawsze sobie tak ciągle robię
I puszczam pod czaszkę niusy o przeszłości w obieg
Jej czystości oraz o wybaczeniu wszystkich błędów
A w oczach znów mam gości a ci nabierają pędu

Każdy sobie rości konstytucyjne prawo
Do szukania radości brawo, a jednak trochę słabo to
Wychodzi, nie ? Popatrz na samego siebie
Jebiesz "świnie" w chlewie a chciałeś kochać się w niebie

Złotymi sztućcami, wiesz to kurwa tak banalne
Już nie składasz hołdu bogom tylko żresz GMO karmę
Podziękuj tym smrodom bo dla nich nie ma znaczenia
Żadna prawda, zdrowa żywność - ekologiczna ściema, chemia

Oznacza miłość zamkniętą w żelatynie
O związek trzeba dbać wiec gdy czas pół-trwania minie
Wybierasz się człowieku na kolejną cudną randkę
Partnerek jest tak wiele co się uśmiechają z aptek

Więc łap ten wiatr w żagle, nic nie dzieje się tu nagle
Zmiany wprowadzają delikatnie, nie prostopadle
Wszędzie cuchnie diabłem co ma najdroższe perfumy
Zobacz, żyjemy w czasach gdzie powodem do dumy

Jest myślenie, między blokami same cienie
Automatyka, rozwój zapewnia zniewolenie
Mówią nie dotykaj stary lepiej tego tematu
Nieoficjalne rządy rzuciły wyzwanie światu
Jeszcze więcej ingerencji, piewcy twórców dramatu
Myślą, że jestem w kolejce pierwszy do domu wariatów
Katów widzę wielu Smarzowski mi się przypomina
Normalność się kończy kiedy zaczyna się łysina

Przeraża, że pewnie sam jestem tym przeżarty
Coś tam bylem warty, a przegrałem z losem w karty
Pojedynek, a stawka moje czyste zmysły
Idiotyzm, dobrze wiem, więc nie mogę być zawistny

Tak jak powinny i są te wyśmiane plemiona
Przez cywilizacje, której nie da się pokonać
Rechot demona brzmi jak padające drzewa
Co to mówią, że głupotą sięgamy samego nieba

Bezdomni pragną chleba zdechną pod płotem pogrzebać
Od lat próbują mnie stłamsić przysięgam,że się nie dam
Nikomu się nie sprzedam, odmieniec dla swych bliskich
Kiedy będzie trzeba stanę sam przeciwko wszystkim
Żadne głupie pizdy co przybierają pozy władców
Włożysz w oczy glizdy to cie znajdę po omacku
Więc się może lepiej przyjrzyj, bo nie boje się umierać
Piekło-minus, a raj-plus, wszystko lepsze jest od zera

Gniew swoje żniwo zbiera pod stalowa pokrywą
Poluje się na ludzi i zmienia krew w paliwo
No i co się patrzysz krzywo nikt tu nikogo nie zmusza
Żeby z modlitwą w uszach pluć wprost w mordę Jezusa

Dusza opisana, matematycznym wzorem
Zastąpiona chipem co dzieci śledzi wieczorem
A rodzice są ślepi pakują odblask na tornister
Egoistyczny kretyn, banka złudzeń w końcu pryśnie

Obiecuje, ze się przyśnie i pogrożę Ci palcem
Może wtedy w myślach błyśnie pomysł, jeśli coś warte
Jeszcze są twoje neurony, człowieku, wiesz, opieka
Nie składa się z gerbera, mleka, długo będziesz czekał ?

Nowe pokolenie zaprogramują dzięki Tobie
Bo debilu, pustą tablice ciągle puszczasz w obieg
I nigdy się nie dowiesz dlaczego skóra pękła
Absencja świadomości, nowy rok, następna pętla
Report lyrics