.

Ballada o dobrym pożyciu Lyrics

Spotkali się po mszy w niedzielę
Gdy wychodzili z kościoła
On najpierw stanął jak wryty
A potem do niej zawołał
Był już dość mocno w latach
I ona też młoda nie była
Swoją moralną postawą
Stan swój dziewiczy sławiła
I połączyła ich miłość
Uczucie piękne i wzniosłe
Jedynie jemu czasami
Coś psuło chwile radosne
Pożycia nie rozpoczęli
Pragnąc uniknąć grzechu
Im bliżej ślubu tym jemu
Coraz mniej było do śmiechu

Nadszedł niedługo ów dzień
Zagrały głośno organy
Lecz on podczas nocy pierwszej
Odwrócił się w stronę ściany
Pytała czemu nie może
Czy nie jest przypadkiem za stary
A on cichym głosem jej odrzekł:
Kochanie, ja nie mam fujary
Fujarę straciłem w podróży
Gdy szedłem kiedyś przez wieś
Odgryzł mi ją kundel duży
Był głodny i nie miał co jeść
Nie chciałem być w życiu samotny
Pragnąłem znaleźć dziewczynę
Bałem się wyznać ci prawdę
oto okropny uczynek
I gorzko zapłakał lecz ona
Nie czuła do niego niechęci
Objęła go cicho mówiąc:
Mnie co innego kręci
Potem patrzyła z uwagą
Jak reaguje na to
Że ona ze swej nocnej szafki
Wyjmuje japoński wibrator

On rozpogodził się szybko
Zniknęła naraz frustracja
I od tej pory nastała
Wzajemna konsolidacja
Morał z całej historii
Jest bez wątpienia taki:
Nawet żarliwy ministrant
Może mieć jakieś braki
Report lyrics