.

Prawda was wyzwoli Lyrics

Zwrotka 1
Aby ustalić swoja cenę odwiedzę rzeczoznawcę
Coraz większe ciśnienie - pole manewru bardzo ciasne
Mam przemyślenia własne w stu procentach subiektywne
Nawet nie wiem, kto komu wyrządził większą krzywdę.
Życie dzielone jak dzieło na tomy
Każdy kolejny wolumin coraz bardziej pokrzywiony
Jednorodzinne domy i malutkie mieszkania
Radość i frustracja brak ustabilizowania
Symfonię irytacji grał trzask pękających mebli
We mnie jest nas dwóch, w maskowaniu arcy-przebiegli
Gdyby siedli nad tym biegli doszliby do konstatacji
Że, z tych rewelacji matex na magisterską prace
Przez swoje zachowanie w twych oczach jestem pajacem
Bardzo chciałem mieć swój azyl a teraz za to płace
Blok na użytkowniku juz nawet nie znam powodu
Gdy czytam swoje myśli nie mogę pozbyć się sie smrodu
Pamiętasz, za młodu każdy wszystko brał na „lajta"
Bo czym różni sie Mózg 16 latka i bajtla
Dla innych była bajka, na mnie wymuszano kłamstwa
Ciągle gotów by stanąć z kostuchą do tańca
Ogromna presja wschodzi wraz ze słońcem juz z rańca
Tata kiedyś miał kasę to miałem k**pli w klasie
Nic nie przychodzi za darmo szczęście ma krotki zasięg
Przyjaźni koszt zegarek z gra o autku na trasie
8 długich lat s***ki topione w luksusie
Zagłuszane prezentami wybranymi przez mamusie
Wbrew mojej woli mama zdążyła sie wyszkolić
W tym, ze przede wszystkim trzeba umieć siebie zadowolić
I zgnoić chęć rozwoju w łóżku jak w więziennym Koju
Psychodrama wystawiana w moim pokoju
Przez ciebie zażyłam te tabletki ty gnoju
Umrę, a ty nigdy więcej juz nie zaznasz spokoju.
Ref.
Za późno żeby szukać w tym wszystkim czyjejś winy
to ja stwarzam przyczyny, bo gnije mi mozg - juz nie ma tu.

Zwrotka 2
KZK GOP w 20 minut łączy z rajem
Najpiękniejszy happy-end czarowi z bajek sie poddaje
Piętrowy zamek, domofon i kilka stopni
Tak mało trzeba żeby ludzie nie byli markotni
4 długie lata ucieka mi grunt spod nóg
Nie pytaj mnie czy zmieniłbym cos gdybym nawet mógł
Odpowiedz sobie sam, jeśli znajdziesz na to czas
Nie chciałem opuszczać raju z wiedza ze on jest nasz
Może konfabulowałem, cóż nie spełniam oczekiwań
Koniec domniemywań po prostu ktoś zatrzasnął drzwi
Wiesz jak ciężko sie śpi, gdy nic nie warta pobudka
Bez pieniędzy, bez pracy tonąc we własnych s***kach
Poznałem jak smakuje betonowej pustki trutka
Kiedy Nie ma możliwości na rzeczowa dyskusje
Przeczekałem 6 lat wiedziałem, że to w końcu uśnie.
Tak po prostu zniknie myślałem ze w końcu przywyknę
Na oślep zadaje rany szukam równowagi
Ekwiwalentu szczęścia, cywilnej odwagi
Jak na wagonach tagi, ja w przedziałach robie wrzuty
Rozdziały pamiętnika dzielą trakcyjne slupy
Na północ na wschód - droga mojej pokuty
Sprzedawane cale "ja" za iluzje dobrobytu
Ważne żeby był ktoś, z kim doczekać mogę świtu
I nie dziw sie nigdy ilości nerwowych tików
Tak jakbym był w żołądku własnego sumienia
Świadomość setek błędów, jeszcze nosi mnie ziemia
Okoliczności nadają problemom znaczenia
Mam żałosny nawyk patrzeć przez pryzmat cierpienia
Tylko mojego, nie ma we mnie nic dobrego
Bardzo chciałbym wrócić, ale Wiesz, ze juz nie mam, do czego
Kolejne kilometry, kolejne wagony
Na głowie zamiast włosów, lęgną się demony.
Report lyrics